W zeszłym roku na brzeskim basenie działy się rzeczy bardzo ciekawe i zadziwiające. Sposób prowadzenia tej jednostki przez dyrektora Marka Dadeja doprowadził do tego, że zdesperowani ratownicy zaczęli czynnie walczyć o godziwe warunki pracy. Konflikt narastał od wielu miesięcy a sposób traktowania przez władze BOSiR rozwiązał się w bardzo efektowny i zupełnie niespodziewany sposób.
Mieszkańcy Brzeska dokładnie w pierwszym dniu wakacji dostali od Marka Dadeja przykrą niespodziankę – zamknięte na głucho drzwi od basenu z przyklejona kartką: w dniu dzisiejszym basen nieczynny, oraz od 02.07.2017 do 31.07.2017 i drugą basen czynny od 10:00 do 18:00 z powodu braku pracowników na stanowisku ratownik wodny
W najlepszym dla basenu okresie kiedy dzieci i młodzież są na wakacjach, trzeba było ograniczyć działalność pływalni do tylko jednej zmiany, takiej ni to porannej ni to popołudniowej, gdyż zwyczajnie nie było ratowników którzy mieliby dbać o bezpieczeństwo klientów. Klienci którzy mieli zwyczaj przychodzić rano przed pracą, nie mogli tego zrobić, bo basen był czynny dopiero od 10, a po pracy też nie mogli, bo basen był już zamknięty od 18. I tak oto Dadej zaplanował ludziom w 2017 roku wakacyjny relaks w innych miejscach niż na krytej pływalni, na której utrzymanie mieszkańcy składają się rocznie w dość sporej, bo liczącej trzy miliony złotych kwocie.
Kiedy tupanie nóżkami pokazywanie jakim to się jest sierioznym nie przyniosło spodziewanych efektów, Dadej zorientował się (z deka po niewczasie) że jednak bez ratowników nie da rady, i chyba wypadałoby pomyśleć nad znalezieniem nowych chętnych na to stanowisko, bo poprzednia kadra zaczęła składać wypowiedzenia i w szybkim tempie odchodzić, skorzystał na tym między innymi basen w Bochni. Jak się chodzi po cienkim lodzie, to się nie tupie nóżkami i nie podskakuje. Dadej o tym zapomniał, za mocno podskoczył i znalazł się pod lodem, czy też może raczej z ręką w nocniku, jak kto woli.
Na domiar złego okazało się, że nie ma chętnych do rozpoczęcia kariery zawodowej na brzeskim basenie. Mimo buńczucznych zapowiedzi Dadeja, ratownicy nie urywali drzwi na basenie w poszukiwaniu pracy, wprost przeciwnie, praktyczne cała doświadczona kadra powiedziała good bye!
Problem okazał się na tyle poważny, że konieczne okazało się zorganizowanie w tempie ekspresowym specjalnego kursu ratownika aby jakoś zorganizować ekipę potrzebną do dalszego prowadzenia tego interesu. Każdy chętny miał szanse przyjęcia nawet jeśli nie miał kwalifikacji. Co więcej, żeby jeszcze bardziej zachęcić tych nawet bez żadnych kwalifikacji, Dadej musiał z gminnych pieniędzy zafundować kandydatom kurs ratownika. W biegłym roku po wakacjach z przygodami, basen został zamknięty na cały wrzesień. W tym czasie przeprowadzony został kurs dla kandydatów na ratownika. Na ten cel zostało wydane 5.900 złotych z gminnych pieniędzy, przeszkolono 4 osoby, które zostały w BOSiR zatrudnione bez żadnego doświadczenia zawodowego. Dzięki temu udało się jakoś od października uruchomić znowu dwie zmiany na basenie, tak jak jest to normą wszędzie w okolicy. Praca ratownika jest bardzo odpowiedzialna, od niej wszak zależy ludzkie życie i zdrowie. Doświadczenie jest w niej kluczowe i kilkudniowy kurs go nie zastąpi.
Napisałem wtedy artykuł „Ratownika na gwałt”. To znaczy, że ratownik potrzebny jest szybko, a nie w celu dokonania gwałtu (to tak na wszelki wypadek, gwoli wyjaśnienia, żeby Marek Dadej znowu w nerwach do prokuratury nie napisał, że namawiam ratowników do gwałcenia). Wzbudził on gigantyczne zainteresowanie (artykuł), które ewidentnie było nie na rękę Panu Dadejowi, który wolałby całą sytuację spokojnie przemilczeć i przejść nad nią do porządku dziennego. Był to pastisz, świadomie w sposób maksymalnie przerysowany zwracający uwagę na to, co tak naprawdę było przyczyną braku chętnych do pracy na basenie i z klimatu jaki tam panował. Pozwolę sobie go tutaj wrzucić. Niech czytelnicy sami ocenią
„
Brzeska pływalnia poszukuje nowych ratowników! Kuzyn co kiedyś powiedział, że fajnie pływasz? Nie masz wymaganych kwalifikacji? Nigdy nie pracowałeś jako ratownik? Nie ma żadnego problemu!
Ponieważ całkowicie przegięliśmy i jesteśmy pod ścianą – zorganizujemy i opłacimy kurs dla każdego, kto tylko będzie chciał pracować na naszym basenie! Oczywiście dobrze by było gdyby kandydaci umieli trochę pływać. Oferujemy niezwykle dogodne warunki, na umowie o pracę w pełnym wymiarze godzin i co najważniejsze gwarantujemy pensję minimalną! Prosimy się szybko decydować, bo jak powszechnie wiadomo, łaski nam nie robicie, ponieważ na wasze miejsce jest dziesięciu innych!
Niestety nie gwarantujemy ludzkiego traktowania, szacunku, oraz miłej atmosfery w pracy (przez co przytłaczająca większość obecnie u nas pracujących ratowników wodnych z ogromnym doświadczeniem zawodowym wypowiedziała nam umowę). Niestety negocjacje spełzły na niczym, ponieważ „5 minut” na przyjęcie lub odrzucenie oferty dyrektora Dadeja, złożone w pięknie wyreżyserowanych okolicznościach jak z filmu akcji, nie zrobiło żadnego wrażenia, a nawet jeszcze bardziej wnerwiło ratowników. Tak więc jeżeli chcesz pracować u nas jako ratownik wodny, złóż CV! Pamiętaj kwalifikacje nie mają żadnego znaczenia! Bo nie wiedza, lecz chęć dzika zrobią z ciebie ratownika! Jesteśmy jedynym basenem w Małopolsce, który na progu sezonu rozwalił swój zespół ratowników i zamknął basen na pół dnia w największe upały, i będziemy jedynym, który zbuduje nowy zespół na przyspieszonym kursie. Czerwone spodenki WOPR już czekają! Niech Ręka Boska czuwa nad naszymi Klientami. ”
Była to ogromna hiperbola (niech Pan Dadej chociaż w Wikipedii sprawdzi co znaczy słowo hiperbola w literaturze, zanim ewentualnie napisze pismo do prokuratury, że jest poniżany i wyzywany od hiperboli). Każdy kto skończył edukację na poziomie chociażby podstawówki, od razu zauważy, że nie można takiego ogłoszenia traktować poważnie. Bo jak inaczej niż satyrą nazwać fakt, że w takim ogłoszeniu padło stwierdzenie stwierdzenie „ nie gwarantujemy ludzkiego traktowania”? Sprawa jest tak oczywista, że uznanie tego za prawdziwe ogłoszenie o pracę graniczy z cudem (choć właściwie nie cudem, tylko po prostu głupotą).
Zdania tego nie podzielił jednak dyrektor Dadej. Przestudiowawszy uważnie i z namaszczeniem mój tekst, jako osoba z wyższym wykształceniem (co oznacza że pewnie zdawał matórem) uznał, że podszywam się pod BOSiR i zdenerwował się tak bardzo, że postanowił… zgłosić sprawę do prokuratury, oskarżając mnie o popełnienie przestępstwa bodaj z art. 227 kk ”Kto, podając się za funkcjonariusza publicznego albo wyzyskując błędne przeświadczenie o tym innej osoby, wykonuje czynność związaną z jego funkcją, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.”
Jakiż musiał być jego zawód oraz wewnętrzny ból, gdy dowiedział się, że czytanie ze zrozumieniem nie idzie mu tak dobrze jak się spodziewał i dochodzenie wszczęte po jego zawiadomieniu o popełnieniu „przestępstwa”, po rozeznaniu o co chodzi, zostało umorzone. W uzasadnieniu było napisane „czyny nie zawierają znamion czynu zabronionego”. Jednak tym razem Marek Dadej również nie zrozumiał przekazu płynącego z tego prostego zdania i tak zabunkrował się w swoim fantastycznym świecie, że odwołał się do Sądu. Sprawę rozpoznał oczywiście inny Sąd niż Sąd Brzeski. Okazało się że i tam, w tym odległym Sądzie, sędziowie nie znaleźli uznania dla cierpień Pana Dadeja i jego cokolwiek pociesznej interpretacji inkryminowanego tekstu zatytułowanego „Ratownika na gwałt”. Prawdopodobnie i w Prokuraturze i w Sądzie mieli niezły ubaw, bo takie zabawne pisma od ludzi na stanowiskach dyrektorskich jednak się nie zdarzają, choć prokuratorzy i sędziowie nie jedno już w życiu widzieli.
Tak oto dochodzimy do sytuacji w której twierdzi on dziś, że mój ojciec niejako „ustawia” wyroki w Sądach i chyba nawet rządzimy niepodzielnie brzeską Prokuraturą Rejonową, gdyż przykład swoich specyficznych umiejętności czytania ze zrozumieniem w języku polskim, przedstawia właśnie jako dowód na potwierdzenie swojej wesołej tezy. Samo takie twierdzenie jest, jak się wydaje, jawnym oskarżeniem prokuratury o oszustwa i krycie mnie. Na dokładkę Pan Dadej bynajmniej się nie certoli, tylko zamieszcza swoje pisma w Internecie, rzucając oskarżenia publicznie. Zamiast spalić się ze wstydu, że będąc już dużym chłopcem, nadal jeszcze czytać nie potrafi, po prostu publicznie pomawia moją rodzinę i Prokuraturę o działanie de facto przestępcze. Ciekawe czy skonsultował swoje postępowanie z prawnikiem. Wydaje się to bardzo wątpliwe, bo po prostu nie ma prawników aż tak głupich, żeby mu coś takiego doradzili (no chyba że to również jakiś nasz agent, wykonujący krecią robotę i wprowadzający Marka Dadeja na minę).
Na całe szczęście nie każdy jest Markiem Dadejem. Aby pracować w wymiarze sprawiedliwości trzeba mieć nie tylko ogromną wiedzę prawniczą, której dyrektor BOSiR z pewnością nie posiada i udowadnia to na wszelkie możliwe sposoby, ale trzeba mieć też umiejętność czytania ze zrozumieniem. Takiej sztuki uczy się już w podstawówce. Cóż bowiem z tego że ktoś zna litery i potrafi czytać, jak nie rozumie tego co czyta? To forma funkcjonalnego analfabetyzmu, bo to jakby nie umiał czytać, skoro nic nie rozumie przeczytanego tekstu. Krótko mówiąc Szanowny Panie Marku Dadeju: nie narzucaj światu swojego formatu! A na przyszłość, zanim Pan cokolwiek, gdziekolwiek napisze, niech Pan wykaże się choćby minimalnym instynktem samozachowawczym i przed wysłaniem da to swoje pismo komuś do przeczytania.
Michał Waresiak