Miłość nigdy nie ustaje

0
667

W Wielki Piątek 02.04.2021 roku w życiu wówczas 36 letniego brzeszczanina Marcina Sumary i jego rodziny wszystko się zmieniło. Tego dnia rodzinie Sumarów, jak wszystkim udzieliła się gorączka przedświątecznych przygotowań. Marcin, jak wszyscy domownicy, załatwiał różne sprawy, pomagał sprzątać przed Świętami. Przywieźć wam coś, bo jadę do sklepu – zapytał przed wyjazdem po ostatnie przedświąteczne zakupy. Nic nie zapowiadało tego, co miało się stać kilka godzin później.

Gdy nadszedł wieczór Marcin zaczął dziwnie się zachowywać, krążył niespokojnie, skarżył się na bardzo duży ból głowy. Ból był tak dotkliwy, że zaczął co jakiś czas łapać się za głowę, pocierać ją. Widząc, że dzieje się coś naprawdę niedobrego, a domowe sposoby nie przynoszą poprawy, rodzina wezwała pogotowie, które przyjechało po ok. 25 minutach. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna, Marcin zaczął bredzić i bardzo osłabł.  Panowie zmierzyli mu ciśnienie. Okazało się być bardzo wysokie. Aby je obniżyć, zdecydowali zabrać Marcina do szpitala. Zapewnili, że po obniżeniu ciśnienia w szpitalu, Marcin wróci do domu. Niestety, Marcin do domu już nie wrócił. Okazało się, że dostał udaru, a dokładnie wylewu do pnia mózgu i prawej półkuli móżdżku. Tę przerażającą diagnozę mama i siostra usłyszały przez telefon późno w nocy, ponieważ z Marcinem nie mógł wtedy nikt pojechać do szpitala, bo właśnie był środek pandemicznych obostrzeń i nikogo do szpitala nie wpuszczano. Dla wszystkich telefon ze szpitala i ta przerażająca wiadomość była ogromnym szokiem. Po prostu nie można było uwierzyć, że ten ból głowy doprowadził do czegoś takiego, że to był początek takiej tragedii! No bo kto się spodziewa, że ból głowy może oznaczać początek wylewu? Po prostu wtedy bierze się najczęściej coś przeciwbólowego i na tym się kończy całe leczenie. Te myśli i uczucia jeszcze teraz, po dwóch latach, trudno ująć słowami, bo wszystkie słowa wydają się jakieś takie słabe i nie oddające oszołomienia i ogromnego strachu o życie Marcina. Lekarz powiedział wtedy, że najprawdopodobniej chłopak nie przeżyje! Wszyscy płakali cały czas po usłyszeniu tych wszystkich słów. Całkowicie oszołomieni, nie wiedzieli co dalej robić. Jakby tego było mało, był to czas, kiedy szalał covid. Zakaz wstępu do szpitala. Nie da się opisać przeżyć i cierpienia rodziców i siostry Marcina w tamtym czasie. Marcin krótki czas był nieprzytomny i przestał oddychać, w rezultacie podłączono go do respiratora. Gdy się wybudził okazało się, że jest sparaliżowany czterokończynowo. Lekarze dwa razy go intubowali. Jedyne co Marcin w tamtym czasie robił to patrzył. Jak wspomina mama, kiedy mimo covidu wpuścili ją do szpitala właściwie po to, żeby się z synem pożegnała, bo „pacjent może nie przeżyć”, zobaczyła te jego oczy – przerażone i wszystko rozumiejące. Do dziś wspomina to z ogromnymi emocjami. Jednak Marcin nie umarł. Po jakimś czasie kiwał głową reagując w ten sposób na zadawane pytania.  Dzięki Bogu był rozumiejący.

Lekarze nie ułatwiali rodzinie przetrwania tego trudnego czasu. Wręcz przeciwnie – powiedzieli, że prawdopodobnie będzie „rośliną”, o ile przeżyje pierwszy miesiąc. Dla matki takie słowa to jak nóż w serce. Lekarze czasami powinni się jednak zastanawiać nad tym co mówią. Wiadomo, że takich pacjentów mają na co dzień, więc są przyzwyczajeni, ale jednak mimo wszystko powinni wykazać trochę zrozumienia i empatii dla cierpiących i roztrzęsionych najbliższych chorego, którzy i bez tego są w rozpaczy.  Marcin długi czas był pod kroplówką a następnie założono mu PEG. Kiedy nie odzyskał swojego oddechu zdecydowano o założeniu tracheotomii. Schudł w tamtym czasie 50 kg. Pierwsze miesiące spędził na oddziale intensywnej terapii, następnie na oddziale wewnętrznym – to tam po raz pierwszy poruszył palcami u nóg, jednak lekarze nie wzięli tego za dobry znak mówiąc, że to tylko nerwy. Po tych kilku miesiącach zaczęła się tworzyć odleżyna. Następnie został przeniesiony na oddział rehabilitacji. Zaczął tam jeść przez usta, jednak po dwóch tygodniach jako osoba nie rokująca, został wypisany. Szpital uznał, że już nic więcej nie może zrobić i tym samym dalszy pobyt w szpitalu jest bezcelowy. W tej sytuacji, 36 letni wówczas Marcin trafił do ZOL-u w Brzesku, gdzie po prostu przeleżał 4 miesiące. ZOL nie był odpowiednim miejscem dla Marcina, więc podczas jego tam pobytu rodzina szukała rozpaczliwie innego ośrodka, w którym mógłby zostać poddany rehabilitacji.

Jakbyśmy i bez tego nie mieli dość cierpień, -mówi mama – bez przerwy nas jeszcze straszono że Marcin wciąż może umrzeć, że nigdy nie będzie chodził, nie będzie mógł samodzielnie funkcjonować, normalnie jeść ( cały czas miał założony PEG). Kilka ośrodków, do których rodzina złożyła papiery, odrzuciło Marcina nie widząc możliwości, żeby mu pomóc. W końcu jeden prywatny ośrodek rehabilitacji funkcjonalnej w Krakowie zgodził się podjąć zadania rehabilitacji Marcina. Żeby zdobyć środki na leczenie, siostra Iwona założyła zbiórki w fundacji Słoneczko oraz Siepomaga.

W ośrodku Marcin zaczął wreszcie rehabilitację, zbadało go wielu specjalistów, zajęli się fatalnie wyglądającą odleżyną, rozpoczęta została terapia zajęciowa, wyjęto PEG. Śmiało można powiedzieć, że po wielu miesiącach leżenia jak kłoda, Marcin odżył. Zaczął lepiej wyglądać, poruszać wszystkim, chwytać przedmioty, podnosić nogi i ręce. Od jakiegoś czasu również mówi, co również było wykluczane przez lekarzy. Oczywiście nie jest to bardzo wyraźna mowa, bo ta tracheotomia przeszkadza, ale mówi i może się porozumiewać z otoczeniem. Marcin ma 3-4 godziny rehabilitacji dziennie, ma również terapię zajęciową, zajęcia z logopedą, psychologiem. Obecnie jest już na etapie pionizowania, ćwiczy postawę ciała, chodzenie i wiele innych czynności, ciężko pracuje, aby zdobyć możliwie najlepszą sprawność.

Niestety miesięczny koszt takiej terapii w profesjonalnym ośrodku to 25-29 tyś złotych, plus oczywiście leki. Dla zwykłych ludzi jest to kwota po prostu nieosiągalna. Zgromadzić taką kwotę w ciągu miesiąca jest naprawdę niezwykle ciężko. Cała rodzina stara się jak może. Całe swoje życie, wszystkie prywatne sprawy podporządkowali temu celowi. Mama, ojciec, siostra Iwona i jej chłopak Mateusz praktyczne w każdą niedzielę stoją pod jakimś kościołem i prowadzą zbiórkę. Jak mówi mama Marcina: trzeba było schować dumę do kieszeni i po prostu przełkąć to upokorzenie. Nie jest lekko stanąć tak naprawdę w roli żebraka. Robimy to dla Marcina. Kochamy Go i dla Niego stoimy z puszkami prosząc ludzi o pomoc, odwołujemy się do ich miłosierdzia. Zbiórki na leczenie dorosłego, obecnie 38-letniego mężczyzny nie idą tak łatwo jak zbiórki na dziecko, nie mamy do pomocy wolontariuszy, jesteśmy tylko my – najbliższa rodzina. Wiadomo, małe dziecko zawsze bardziej wzrusza, bardziej trafia do serca. To maturalny odruch i ja to rozumiem, mówi mama Marcina. Jednak stoję i wierzę, że i dla mojego syna znajdzie się w ludzkich sercach trochę współczucia i parę złotych. Będę tak stała, choćbym miała umrzeć pod jakimś kościołem z tą puszką w ręce. Zresztą co tu dużo mówić, każda matka mnie rozumie. Kocham moje dziecko i zrobię co będę mogła, żeby mu pomóc. Oboje z mężem mamy już wiek emerytalny, mąż ma problemy z nogą i trudno mu tak stać, ale zawsze jedzie z nami. Niezależnie od tego czy upał czy mróz, deszcz czy silny wiatr – stoimy pod kościołami i prowadzimy zbiórkę. To się często przypłaca zdrowiem, często przemarzniemy i w tygodniu trzeba odchorować.

Aby przeprowadzić zbiórkę pod kościołem, piszemy prośbę do Kurii w Tarnowie o wyrażenie zgody. Kiedy Biskup udzieli zgody, jedziemy z tym pismem do księdza proboszcza danej parafii. On też musi się zgodzić. Jak się zgadza, to ustala nam termin, a tydzień wcześniej zbiórkę zapowiada.  Najczęściej w niedzielę wstajemy o 4 rano. W dniu zbiórki my jako najbliższa rodzina przyjeżdżamy i stoimy pół godziny przed mszą i po mszy. Na wszystkich mszach. Potem zgłaszamy do Kurii sprawozdanie finansowe, oraz dzwonimy do księdza żeby ogłosił i podziękował ludziom.

 Wszystkim się zajmuje Iwona, siostra Marcina: pisze pisma do Kurii i gdzie tylko może, zajmuje się sprawami zbiórek i licytacji. Bez niej nic byśmy nie zrobili. Mamy już swoje lata i nie wiedzielibyśmy gdzie się za tym wszystkim ruszyć. Każdy ojciec i matka pragnie żeby ich dzieci, czyli rodzeństwo nawzajem się kochało i szanowało, żeby mogło na siebie liczyć. Przecież po śmierci rodziców będą mieli tylko siebie. Nie myślałam, że miłość moich dzieci do siebie nawzajem będzie się sprawdzać w takich warunkach. Iwona jest wspaniałą siostrą. Myślę, że każdy chciałby taką mieć, chociaż nikomu nie życzę tego co spotkało Marcina., żeby się przekonać czy ma dobre rodzeństwo. Mateusz, chłopak Iwony, również nam pomaga jak może. Jeździ z nami i stoi pod kościołami, choć przecież nie musi tego robić.

 Marcin, mimo tego wszystkiego co przeszedł, czyli wylew, porażenie czterokończynowe, covid, dwukrotnie zapalenie płuc, bakterię oddziałową i wiele innych – ma ogromną siłę walki. Dużo już udało mu się osiągnąć jak na kogoś kto miał być tylko „rośliną”.

 

My też musimy być wytrwali i zrobić co możemy, żeby zdobyć środki potrzebne do Jego rehabilitacji i powrotu do zdrowia w takim stopniu jak to możliwe. Dlatego proszę każdego, kto może pomóc. Jeżeli ktoś może, to proszę o odliczenie dla Marcina 1,5% podatku. Może ktoś zechce wysłać choćby niewielką kwotę na uruchomione zbiórki. Każda złotówka jest bardzo ważna, bo koszty leczenia są przeogromne. Z całego serca dziękuję za każdy gorsz. Marcin też dziękuje. On o wszystkim wie. Wie, że ludzie mu pomagają i jest wszystkim bardzo wdzięczny. On doskonale wszystko rozumie. Z każdym dniem nabiera sił i sprawności. Dzięki Państwa pomocy jest to możliwe. Doświadczyliśmy tyle dobra i zrozumienia ze strony obcych ludzi. Naprawdę, nawet nie wiem co mogłabym powiedzieć. Niech ich wszystkich Bóg błogosławi. Są naprawdę dobrymi ludźmi. Wiem, że nikomu nie jest dzisiaj lekko, wszystko tak bardzo drożeje, a jednak mimo wszystko, ludzkie serca nie skamieniały.

 Spotkało nas wiele cierpienia, ale też wiele dobrych rzeczy. Widzę, jak nas to cierpienie zjednoczyło. Przetrwamy to wszystko i przyjdą jeszcze lepsze czasy

 

Od redakcji:

Zamieszczamy linki do zbiórek. Liczymy, że nie pozostaniecie Państwo obojętni na los Marcina Sumary i wesprzecie Jego i Jego wspaniałą, dzielną rodzinę. Oni są wspaniali, my nie bądźmy gorsi. Kierujmy się motem wyrażonym przez Alberta Schweitzera „To co możesz uczynić, jest tylko maleńką kroplą w ogromie oceanu, ale jest właśnie tym, co nadaje sens Twojemu życiu”.

 

Dowiedz się jak przekazać 1,5% podatku dla Marcina

https://www.siepomaga.pl/marcin-sumara/procent-podatku?ts=material-hiuriml4c&fbclid=IwAR0PV5_jReYrEcEtf2imS3EtS7Efur6CR8diXa0EsD6C3pJ0DJWMkWqQh3M

Link do zbiórki na pokrycie kosztów rehabilitacji Marcina

https://www.siepomaga.pl/marcin-sumara?fbclid=IwAR2SSSAFui3-x74gl9lCXwEUcYP6K4kA7pIaV–_ewzxcPx7FQEcPG0jlo8

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj