Sukces Brzeska – współpraca ważniejsza od podziałów

0
720

Kalendarz wyborczy ruszył na dobre. Zarejestrowane zostały Komitety Wyborcze, zaczęło się polowanie na kandydatów żeby skompletować listy wyborcze, które właśnie zostały (po ciężkich bojach) zarejestrowane. Poznaliśmy pierwszych kandydatów do foteli wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Teraz czeka nas kilka tygodni intensywnej kampanii. Emocji bez wątpienia nie zabraknie. 

PiS sprawując samodzielne rządy przez dwie kadencje, na zadbało o ewentualnego koalicjanta. Teraz widać dramatyczne skutki, które rujnują życie polityczne i sprowadzają Polskę do poziomu Białorusi. Jak się to mówi: „huzia na Józia”. Wszystkie drogi: drogi lewe, bezdrożne drogi  i trzecie drogi, zeszły się na jednej drodze i na pełnym biegu walą na czołówkę z PiS. Na poziomie centralnym emocje po wszystkich stronach konfliktu zostały rozpalone do takiego stopnia, że praktycznie nie ma szans na jakiekolwiek opamiętanie. 

Rzeczywistość samorządowa rządzi się jednak (na szczęście) innymi prawami niż polityka centralna. Samorządowcy podkreślają że nie są politykami, tylko właśnie samorządowcami. Zajmują się gospodarzeniem na swoim terenie, rozwiązują konkretne sprawy, starają się, żeby gmina czy powiat stawały się lepszym i bardziej przyjaznym miejscem do życia.  Praca w samorządzie wymaga pewnej dojrzałości, żeby swoich politycznych poglądów, do których przecież każdy ma prawo, nie przenosić na codzienne relacje ze współpracownikami czy kolegami radnymi z innych klubów. Największym nieszczęściem jakie się może przydarzyć samorządowi, to wtrącanie się do społeczności lokalnych polityków centralnych, którzy traktują gminy i powiaty jak domeny swoich iście feudalnych wpływów. Taki „centralny” polityk albo politykessa, która nawet nie mieszka na tym terenie, przyjeżdża do gminy, wymachuje rękami, nikogo się o nic nie pyta, podejmuje jednoosobowo decyzje według własnego widzimisię i rozstawia paluchami po kątach lokalnych działaczy niczym chłopów pańszczyźnianych na swoim folwarku. Dokonuje „namaszczenia” swoich faworytów nie pytając się lokalnych działaczy co o tym sądzą. Jesteś swój chłop (jesteś mój chłop). Taka jest smutna i żenująca rzeczywistość w tych samorządach, gdzie politycy wtrącają się w życie lokalnych społeczności. Wszyscy „centralni” politycy, niezależnie od partii którą reprezentują,  mają jedną wspólną cechę: żadnego szacunku dla lokalnych działaczy. 

W takim lokalnym środowisku oczywiście nie ma żadnych tajemnic, więc wieści niosą się lotem błyskawicy (ubogacone odpowiednim komentarzem) i wszyscy wszystko wiedzą. Nie ma lepszego sposobu żeby skutecznie i na długo zniechęcić do zapisywania się do jakiejkolwiek partii politycznej.  Ludzie mają swoją  godność i nie  każdy ma ochotę być popychadłem jakiegoś politykiera. 

Najważniejsze siły polityczne zapowiadają zgłoszenie swoich kandydatów na stanowiska wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Prawo i Sprawiedliwość na przełomie roku również ogłosiło, że tam gdzie ma to jakiś sens wystawi swoich kandydatów, lub w niektórych samorządach nie wystawi swoich, tylko poprze tych kandydatów, którzy mają szanse na zwycięstwo, a ich program będzie zgodny z oczekiwaniami mieszkańców a PiS będzie gotów pod takim programem się podpisać. 

To dosyć rozsądne podejście do sprawy, ponieważ oszczędza się siły i środki na wdawanie się w bezsensowną walkę wyborczą której nie można wygrać. Poza tym łatwiej po wyborach nawiązać współpracę. Atutem każdej osoby chcącej odnieść sukces w działalności publicznej, nie jest szukanie sobie wrogów na siłę i budzenie niechęci, ale wręcz przeciwnie – szukanie consensusu i porozumienia. To świadczy o dojrzałości i daje szanse na sukces nie tylko wyborczy, ale przede wszystkim w dalszej działalności przez kolejne lata po wyborach. Rzeczywistość samorządowa jest dużo bogatsza niż te kilka partii pochłoniętych plemienną wojną i żenujących zapasach w kiślu urządzanych w Sejmie. Przy odrobinie dobrej woli, w samorządzie można się bez problemów porozumiewać i wspólnie całkiem nieźle rozwiązywać lokalne sprawy. 

W Brzesku, zarówno w gminie jak i w powiecie, współpraca radnych PiS i radnych z innych, niepartyjnych klubów, przebiegała bardzo pozytywnie. W powiecie przedstawicielka radnych PiS Pani Justyna Wójtowicz-Woda – radna z bardzo dużym doświadczeniem samorządowym, sprawuje funkcję Wiceprzewodniczącej Rady Powiatu i współpraca układa się naprawdę bardzo dobrze. W Gminie Brzesko współpraca również układa się pomyślnie. Co prawda, początek nie zapowiadał się dobrze, a niektórzy rozgrzani radni PiS usiłowali w Radzie Gminy wprowadzać karykaturę Sejmu, w którym mieli odgrywać rolę „totalnej opozycji”, ale nie było szans utrzymać takiej sytuacji, bo w dłuższej perspektywie bardziej to szkodziło szukającym na siłę sztucznych problemów, niż burmistrzowi, który po prostu nie dał się wciągnąć w tę dziecinadę. 

Trzeba przyznać, że to tych początkowych trudnościach, współpraca ułożyła się już znacznie lepiej. Lokalni działacze Prawa i Sprawiedliwości uznali, że zdecydowanie lepiej jest współpracować niż wojować. To bardzo szybko pokazało, że jak się nie pozwoli na  sterowanie politykom, którzy chcą prowadzić ich rękami swoje gierki, to efekty mogą być naprawdę  bardzo dobre. Obecne sukcesy gminy Brzesko są osiągnięciem nie tylko Burmistrza, ale również Rady Miejskiej jako całości. Nawet najlepszy burmistrz nie mógłby dokonać wiele, jakby musiał cała energię zużywać na bezsensowne użeranie się z radnymi o byle co, co niestety było na porządku dziennym w poprzedniej kadencji. Polityka, również ta gminna, to gra zespołowa. 

Zgodnie uchwalane były więc ostatnie budżety, a następnie równie zgodnie podejmowane uchwały o udzielaniu burmistrzowi absolutorium z ich wykonania i w konsekwencji uchwały o udzieleniu wotum zaufania. Byłoby dziwne, gdyby radni nie udzielili absolutorium burmistrzowi, który wykonał w całości budżet zgodnie z tym co rada wcześniej ustaliła, bo to by oznaczało, że radni nie ufają samym sobie. Tak więc w wielkim politycznym świecie trwała brutalna wojna plemienna, a w Brzesku zdrowy rozsądek i wzajemny szacunek. Rada Miejska w Brzesku mogłaby Sejmowi PR udzielić lekcji godnego zachowania. Tylko czy w tej instytucji, która czasami przypomina małpi gaj, ktoś chciały słuchać i uczyć się?

Większość liczyła się z faktem, że Prawo i Sprawiedliwość może wystawić swojego kandydata choć radni Prawa i Sprawiedliwości nie mają powodu uskarżać na współpracę z obecnym burmistrzem, bo ich wnioski są uwzględniane i w miarę możliwości realizowane bez problemów. Jest kilka osób mających zarówno duże doświadczenie samorządowe, jak i wypracowaną solidną markę jako działacze Prawa i Sprawiedliwości na naszym terenie. To wśród nich upatrywany był ewentualny przyszły kandydat lub kandydatka do wyścigu o fotel burmistrza, gdyby partia uznała, że w  Brzesku dzieje się źle i ona wystawi lepszego kandydata.

 Jakież więc zaskoczenie, kiedy kandydatem, ni z gruszki ni z pietruszki, ogłoszony został pan Janusz Filip – człowiek który nie jest znany z żadnej dotychczasowej publicznej działalności ( a przynajmniej nic o tym szerzej nie wiadomo). Czyżby już w PiS nikogo bardziej rozpoznawalnego nie było? Dla wielu w ogóle było zaskoczeniem, że pan Janusz Filip jest członkiem PiS, bo nigdy nigdzie nie było go widać w tym charakterze. Dla wielu bardzo zasłużonych członków PiS również jest to spore zaskoczenie, że to właśnie pan Filip będzie frontmanem ich partii, a oni sami będą koniami pociągowymi jego bojowego rydwanu. Spowodowało to sporą konfuzję i konieczność robienia dobrej miny do kiepskiej gry. Nie można przecież publicznie przyznać, że tak naprawdę jest się „swoim, tzn. moim chłopem” jakiegoś polityka, który ich zdanie ma w miejscu gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Taka jest brutalna prawda, ale przyznać się nie wypada, więc zaciskają zęby aż do bólu szczęk. W każdym razie po takim numerze, prawdopodobnie już żaden człowiek mający jakąś pozycję lokalnym środowisku, do PiS się raczej nie zapisze. Tak więc pierwszy cel polityczny został osiągnięty, tylko czy aby na pewno o to chodziło? 

Co najmniej kilka osób odmówiło kandydowania do Rady Miejskiej z listy PiS nie ze względów politycznych, tylko właśnie z tego powodu, że kandydowanie z listy PiS oznacza, że kandydat publicznie popiera Janusza Filipa na stanowisko burmistrza Brzeska, co absolutnie nie jest zgodne z zapatrywaniem tej osoby. Obecny burmistrz się sprawdził i twierdzenie że Janusz Filip będzie lepszy, nie jest przekonujące, a osoby które odmówiły, nie chciały swoim nazwiskiem wspierać tego kandydata wystawionego przez PiS. To nie jest mój kandydat – mówiły i dziękowały za propozycję. 

Obecna kadencja była przepełniona dziesiątkami inwestycji. Cała gmina zamieniła się w jeden wielki plac budowy. Niezależnie od tego czy ktoś lubi czy nie lubi burmistrza Tomasza Latochę, musi przyznać ten oczywisty fakt. Dość powiedzieć, że na progu kadencji, obejmując obowiązki obecna ekipa (burmistrz i radni) zastali gminę Brzesko na 180 miejscu w prowadzonym przez prestiżowe Pismo Samorządu Terytorialnego  WSPÓŁNOTA rankingu Sukcesu Ekonomicznego Miast Powiatowych. Po upływie ponad pięciu lat ciężkiej wspólnej pracy wszystkich radnych i Burmistrza, gmina na 314 powiatów znajduje się na 7 miejscu w Polsce. Ten sukces nie wziął się z niczego. Jesteśmy w absolutnej czołówce w Polsce. Niczego nie musimy się wstydzić, wręcz przeciwnie – Brzesko może być i jest przykładem do naśladowania przez inne samorządy. 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj