Już od siedemnastu lat mamy dwudziesty pierwszy wiek. Niedługo pierwsi urodzeni w tym nowym stuleciu obywatele, zaczną osiągać pełnoletniość.
Od dziesięciu lat w naszej gminie Brzesko rządzi Grzegorz Wawryka, używając skromnego tytułu „Sprawdzony Gospodarz”. Grzegorz Wawryka ma takie specyficzne hobby – mianowicie uwielbia denerwować ludzi i pokazywać, że to ON tu rządzi. Nie potrafi, jak człowiek, rozmawiać ludźmi i zawsze musi doprowadzić każdego do szewskiej pasji i desperacji. Uzłośliwia się szczególnie wtedy, kiedy uzna, że ktoś jest mały i słaby i nie trzeba się z nim liczyć. Właśnie wtedy koniecznie musi pokazać swoją wielkość. Świetnie mu się to sprawdzało przez całe lata, ale ostatnio idzie mu coraz bardziej kiepsko, bo na młodym pokoleniu, Grzegorz Wawryka z tymi swoimi specyficznymi manierami, nie robi już kompletnie żadnego wrażenia. Co najwyżej staje się obiektem bardziej lub mniej wybrednych dowcipów. Efekt jest taki, że sportowcy ogólnie mają obecnego burmistrza już po dziurki w nosie. Sportowcy mają bowiem z Grzegorzem Wawryką od lat niezłe ćwiczenia. Jeszcze parę lat temu głośna była sprawa boiska w Szczepanowie, kiedy to dziki niszczyły regularnie boisko piłkarskie, a działacze sportowi nie mogli wyżebrać z gminy paru złotych na zrobienie sensownego ogrodzenia na gminnym przecież obiekcie. Na swoje supliki dotyczące pieniędzy na remont, dostali odpowiedź, że mają ….zapłacić podatek od nieruchomości! Taka ordynarna bezczelność spowodowała słynną akcję z wywieszonym banerem gdzie było napisanie „Jaki gospodarz, takie i boisko”. Pominę przypominanie kategorycznego żądania przeproszenia burmistrza przez działaczy i publicznie odcięcie się od sprawców tego karygodnego czynu, jak również serii artykułów, gdzie jakaś urzędowa duszyczka wstydząca się podpisać, po nazwiskach poniewierała działaczy społecznych obarczając ich winą z nieróbstwo gminnej zwierzchności. Dość powiedzieć, że w ostateczności kiedy się okazało że fifrokowanie głównego gminnego negocjatora (nazwisko miłosiernie pominę, bo z natury nie jestem okrutny) na nikim już nie robi wrażenia, a sprawa przybiera coraz gorszy obrót i zaczyna się nią nawet telewizja interesować, burmistrz zdecydował się jednak przeznaczyć jakieś drobne na remont ogrodzenia. Okazało się, że się dało. W porywie inwestycyjnego szaleństwa, w miejsce dotychczasowej przegniłej kanciapy gmina nawet postawiła prawdziwy wypaśny …blaszak! No dziw nad dziwy, Wersal prawdziwy!! Żeby się tylko piłkarzom w ……nie poprzewracało z tego dobrobytu! Na tym rozpasanie inwestycyjne się jednak skończyło i obiekt nie dysponuje takim niemożebnym luksusem jak …wychodek.
Okazuje się bowiem, że 10 lat gospodarzenia to jednak za mało, żeby gmina dysponująca grubo ponad stumilionowym budżetem, mogła zrobić na boisku piłkarskim zwykły kibel i kilka pryszniców. Nie psuje to jednak samopoczucia Grzegorzowi Wawryce ani grupie związanych z nim radnych, którzy zamiast zwyczajnie spalić się ze wstydu, widać zainspirowani osobliwym stylem dotychczasowych wypowiedzi Wawryki, wynajdują najbardziej infantylne z głupich usprawiedliwień. Burmistrz się przecież stara – szczebioce radna (która też się stara, zwłaszcza obrobić wszystkich za plecami, myśląc że jest tak niezwykle sprytna i przebiegła), a ten inny radny z sąsiedniej wsi (dopowiada Wawryka), to wam blokował to że się burmistrz stara (taki to brzydal jeden jest z tego radnego, zwłaszcza, że nie z listy Wawryki).
Zaplecze sportowe w Szczepanowie
Wybory już za dwanaście tygodni i jest realna szansa, że biedaczysko Grzegorz Wawryka już dużej nie będzie się musiał starać o dobro gminy Brzesko, bo od tego wawrykowego „starania’ to wcześniej sami się zestarzejemy niż zobaczymy choćby cień tego jak rozwijają się sąsiednie gminy.
Wbrew faktom, przekaz z magistratu jest optymistyczny. Według Grzegorza Wawryki, który w żadnej rozmowie w radiu RDN Małopolska, nie zaniedba okazji aby o tym pouczyć nieświadomych mieszkańców, żyjemy w gminie najwspanialej rozwijającej się w całym powiecie, a mieszkańcy wszystkich gmin w powiecie brzeskim poczynając od Czchowa przez Iwkową, Gnojnik, Dębno, Borzęcin na Szczurowej kończąc, zazdroszczą brzeszczanom tego standardu i poziomu życia. Jesteśmy jedyną gminą w Polsce, gdzie „na ten czas nie mamy już czego rewitalizować” bo wszystko jest elegancko porobione.
Okazuje się, że jednak nie do końca wszystko .
Zaplecze sportowe w Łękach
Oto w sąsiednich gminach (tych gorzej zarządzanych i wiejskich) boiska sportowe mogą poszczycić się standardem po prostu niewyobrażalnym w porównaniu do gminy Brzesko. Nie trzeba jechać specjalnie daleko, wystarczy po prostu za miedzę do sąsiedniego Przyborowa czy na Łęki w gminie Borzęcin. Warto przypomnieć o tym jak się w tej wiejskiej gminie mającej cztery razy mniej mieszkańców od gminy Brzesko, dba o obiekty sportowe i jak to jest zorganizowane w porównaniu do Brzeska. Tak dla porównania, w najbliższych dniach zostanie to zrobione, po uzyskaniu odpowiedzi od burmistrza Wawryki kto jest odpowiedzialny za konserwowanie boisk sportowych i ile gmina na to przeznacza środków. Czy są to środki dodatkowe, czy kluby sportowe muszą pokrywać te wydatki z tych drobnych groszy, które dostają na działalność sportową? Kto pokrywa koszty robocizny przy koszeniu trawy na boiskach, za czyje pieniądze zostały kupione kosiarki którymi są te boiska koszone?
Dotyczy to wszystkich klubów sportowych w gminie, i sportowcy, a zwłaszcza działacze sportowi, doskonale o tym wiedzą. Wiedzą, kto musi zasuwać, żeby te boiska jakoś wyglądały i żeby nie było wstydu przed drużynami przyjeżdżającymi z sąsiednich gmin. Bywa że taki klubowy „dostojnik”: sekretarz, skarbnik, v-ce prezes, czy nawet sam prezes po przyjeździe z pracy, przełyka szybko jakiś obiad i pędzie na boisko, żeby skosić trawę bo w sobotę mecz i boisko musi być gotowe. A przecież trzeba jeszcze zająć się pozostałymi sprawami: zakup sprzętu, pranie strojów, zakup wody dla zawodników i cała biurokracja. Wszystko to po pracy, kosztem własnej rodziny. Zagonieni działacze po prostu „oddychają rękawami”. Nic dziwnego, że po kilku latach wielu czuje się całkowicie wypalonymi i daje sobie spokój z cała tą działalnością społeczną. Tym większy szacunek i uznanie należy się dla tych, którzy od wielu lat, nie mając nie tylko uczciwego wsparcia, ale choćby odrobiny szacunku od Grzegorza Wawryki i jego współpracowników, ciężko pracują aby nasze kluby sportowe mogły funkcjonować i prowadzić swoją działalność
Zaplecze sportowe w Przyborowie
Dla zdenerwowanych działaczy, którzy poświęcają całkowicie bezpłatnie setki godzin swojego wolnego czasu, Grzegorz Wawryka ma słowa otuchy i pociechy w swoim wawrykowym specyficznym stylu. Otóż – jak poinformował działaczy LKS „Iskra” Szczepanów, Grzegorz Wawryka – Sekretarz Gminy Stanisław Sułek, który ma ponoć świetne układy z MZPN jeszcze z czasów kiedy dorabiał jako sędzia piłkarski, będzie się kontaktował i wstawiał za klubem LKS „Iskra”, żeby MZPN wydał warunkową licencję, bo gmina złożyła wniosek o dotację do Ministerstwa Sportu i jak tylko dostanie kasę, to będzie kible i prysznice budować (a właściwie, to kupi kontener sanitarny). Gmina wyrychtuje więc piękne pismo z którym działacze, niczym z jakąś wunderwaffe – cudowną bronią, udadzą się do Wydziału Licencji MZPN. Tymczasem, dopóki kibli nie ma, po załatwieniu (dzięki wstawiennictwu Sekretarza Sułka) warunkowej licencji, piłkarze będą sobie mogli wyskoczyć na siku w zapewniające intymność okoliczne krzaki i pokrzywy, wszak ani jednego ani drugiego w okolicy nie brakuje. Kibice jak się krępują, to mogą zacisnąć nogi i jakoś wytrzymać, w ostateczności nie muszą biegać po boisku, więc się nie posikają. Czegóż to się nie robi z miłości do sportu.
Specjalnego zaskoczenia nie ma. Grzegorz Wawryka przyzwyczaił ludzi, że potrafi chlapnąć jak gołąb na parapet, a ostatnio to nie ma nawet jednego wystąpienia dłuższego niż pięć minut, żeby nie chlapnął.
No cóż: verba docent, exempla trahunt – słowa pouczają, przykłady pociągają. Fantastycznym przykładem zachęcającym zawodników i kibiców do „trzymania” byłoby zamknięcie burmistrzowi Grzegorzowi Wawryce kibla w magistracie. Mógłby wtedy urzędować zaciskając heroicznie nóżki (wszak biegać po magistracie nie musi, wystarczy że jak na panisko przystało, może każdego urzędnika „wezwać do siebie” telefonicznie i po odpowiednim przetrzymaniu w sekretariacie dla „skruszenia”, udzielić audiencji. Nikt się po skrzywionej minie burmistrza nie zorientuje, że burmistrz zaciska nóżki z bólu pęcherza, bo przecież usta zawsze ma zaciśnięte, więc wszystko będzie w normie. Potem ewentualnie może wydrzeć jak torpeda za magistrat, aby szybkim sikiem potraktować stojące tam drzewa. To by było tak po sportowemu. No i jeszcze to uczucie, kiedy z okna magistratu ktoś krzynie: widzę, widzę!